Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

piątek, 11 grudnia 2015

Batalia Mistypaw'a - Prolog

        W wysokiej leśnej trawie przemknął brązowy kształt. Niczym cień poruszał się bezszelestnie, wpełzał pod krzaki i chwilę później wychodził spod nich z drugiej strony. Skradał się, chował za drzewami, wąchał i nasłuchiwał, a wszystko robił w absolutnej, wręcz nierealnej ciszy.
        Mistypaw wystawił nos za krawędź sosny, która właśnie służyła mu jako bariera chroniąca go przed wzrokiem czujnej wiewiórki buszującej w zalegających na ziemi liściach oraz igłach drzew. Doskonale widział swój cel, był zaledwie trzy lub cztery lisie długości od zdobyczy. Właśnie zamierzał zrobić krok do przodu, już podnosił łapę, gdy do jego głowy wpełznął syczący, jadowity wąż imieniem Niepewność. Rozlał swój paskudny jad, napawając Mistypaw'a wątpliwościami. Ten zachwiał się, próbując zatrzymać wykonany krok, niestety stracił przy tym równowagę i musiał oprzeć łapę na byle czym, inaczej padł by prosto na pysk. Nieszczęściem łapa natrafiła na martwą, wysuszoną na wiór gałązkę, która pod wpływem ciężaru ciała Mistypaw'a złamała się, wydając charakterystyczny trzask. Wiewiórka uniosła swoją maleńką główkę i spojrzała na zdezorientowanego Mistypaw'a. Zanim jednak zdążyła uciec na drzewo, spadł na nią ogromny czarny kocur o bladozłotych oczach, złapał jej chudą szyję w zęby i szarpnął, zadając błyskawiczną śmierć.


       
        Po chwili ciszy Mistypaw zrozumiał, że stał przed nim największy dziwak w Klanie.
        — Frostbite...? — zdziwił się Uczeń, patrząc z szeroko otwartymi oczami na czarnego kota. Ten, trzymając w zębach szaro-brązową wiewiórkę, obrócił się i nie posyłając nawet najszybszego spojrzenia młodemu kocurowi, skoczył pomiędzy krzaki. Mistypaw z początku bardzo chciał zgłębić tajemnicę Frostbite'a, gdzie ten kot znika, co robi, jak poluje albo ewentualnie z kim, ale Wolfsong szybko wybił swojemu podopiecznemu ten pomysł z głowy. Mentor stwierdził, że Mistypaw powinien zaprzątać sobie głowę jedynie treningiem i polowaniami, a nie mało pożytecznymi śledztwami dotyczącymi Frostbite'a.
        — Brawo, mysi móżdżku. Uciekła ci zdobycz w zębach innego kota — odezwał się chłodny głos Wolfsonga. Wojownik podkradł się do swojego podopiecznego tak cicho, że ten nawet nie zorientował się o jego obecności. Jak długo on stoi obok mnie?!, pomyślał przestraszony, odskakując od Mentora.
        — Jak długo ty tu...
        — Nieistotne — przerwał mu błyskawicznie. — Dopóki nie przyniesiesz mi choć jednej myszy, nie dostaniesz posiłku. — Powiedział i wskoczył na najbliższe drzewo, pozostawiając Ucznia samego sobie z wieloma pytaniami i żadną odpowiedzią.
        Właśnie taki był Wolfsong. Ostry, surowy, okrutny. Mistypaw szczerze żałował, że trafił mu się akurat Wolfsong na nauczyciela. Chyba już gorzej być nie może, myślał, otrzepując się i ruszając dalej, by przynieść do Obozu tę jedną nieszczęsną mysz i nie iść spać o głodzie już trzeci raz pod rząd...
        Wolfsong stosował rygorystyczny trening - jeśli uczniowi nie uda się upolować czegokolwiek, idzie on spać bez posiłku. Nad ranem - wciąż niczego nie jedząc - ruszają na patrol, a gdy słońce osiągnie szczyt, wracają do Obozu i dopiero wtedy Uczeń ma prawo cokolwiek zjeść. Później patrol łowiecki i powtórka z nauczki za nieupolowanie nawet małej jaszczurki — bo Mistypaw'owi raczej rzadko wpada coś do łap.
     Mistypaw ruszył więc w głąb lasu, szukając najbliższego tropu potencjalnej zdobyczy. Obszukał wszystkie podziemne nory, jakie udało mu się znaleźć, przetrzepał krzaki jeżyn, malin, każdy kawałek ziemi sprawdził dwukrotnie, by upewnić się, że nic tamtędy nie przechodziło.
        Pustka.
       Wiadomo nie od dziś — jesień potrafiła dać się we znaki leśnemu Klanowi, zwierzyna nie biegała sobie po terytorium Klanu jak wiosną czy latem, co wciąż nie zmieniało faktu, że Frostbite jakimś tajemniczym sposobem każdego wieczora przynosił do Obozu posiłek dla całego Klanu, a „zwyczajni” Wojownicy po jednej ofierze lub z całkiem pustymi łapami. Ci wszyscy doświadczeni łowcy wracali z łowów jak gdyby stracili wiarę we własne możliwości! Przybici i sfrustrowani.
        Nagle spomiędzy krzewów wysokich na kilka lisich długości dobiegł Mistypaw'a szept. Przycupnął tak blisko krzewu, że liście przyjemnie gładziły go po policzku. Nie odważył się jednak mruknąć, przysłuchiwał się bowiem — jak się okazało — fascynującej rozmowie.
        — Gdzie żarcie? — odezwał się pierwszy znajomy głos.
       — Przyniosę ci wszystko jak będzie bliżej zachodu! — i drugi, którego Mistypaw nigdy nie słyszał. A jeśli słyszał, to zbyt dawno temu, by zapamiętał brzmienie tego głosu.
        — Dawaj wszystko co masz teraz!
        — Dobrze wiesz, że nie mam już siły dla ciebie polować. I tak nie zostaniesz liderem, póki Mapplestar i Gwiezdny Klan mają nad tobą przewagę! — po tych słowach rozległ się szeleszczący hałas, jakby ktoś łamał liście, gałązki i rzucał czymś o drzewo, a po chwili jęk bólu.
       — Nie zadzieraj ze mną, Antleg. Chyba że wolisz, by twój sekret ujrzał światło dzienne, zapchlony tchórzliwy kocie! Wybieraj — Mistypaw nagle zrozumiał, kim jest agresywny kot.
        — Frostbite... — wyszeptał i natychmiast pożałował, bo nie minęła nawet sekunda, a złote ślepia już wpatrywały się w niego. Czarny kot pojawił się przed Mistypaw'em w mgnieniu oka, Uczeń nie zdążył jakkolwiek zareagować. Spojrzał Wojownikowi w oczy i poczuł, że coś ściska jego żołądek... Strach.
        Nie stał przed nim ten sam spokojny i aspołeczny kot, za jakiego Mistypaw go uważał. Wpatrywał się w niego szalony, rządny mordu kocur o sercu z lodu. Miał nienaturalnie zwężone źrenice, pazury wbite głęboko w ziemię, a ogonem machał na wszystkie możliwe strony, jak gdyby próbował odgonić atakujący go rój pszczół.
        — Witaj, Mistypaw. Wiesz, że nie ładnie jest podsłuchiwać innych? Teraz będę musiał — zrobił krok do przodu, uśmiechając się przerażająco. Brązowy kot natychmiast odskoczył. — Albo nie. To nie moja decyzja. I nie mam prawa zabić innego kota, przecież tak nam nakazuje Kod Wojownika, prawda?
        — Za...zabić?!
     — Tak tylko mówię — wzruszył ramionami, wciąż uparcie się uśmiechając. Szaleniec, pomyślał przerażony Mistypaw.
        — Zostaw go, Frostbite — odezwał się drugi głos i spomiędzy krzewów wyszedł biało-czarno-brązowy puszysty kot. Widać było, że jest równie przestraszony jak Mistypaw. A był o głowę większy od Frostbite'a! Olbrzym!
        A mimo to bał się...
        — Antleg, wiesz, że wchodzenie mi w drogę skończy się...
        — Wiem jak się skończy, ale nie obchodzi mnie to. Zostaw go. To tylko Uczeń — zaprotestował duży kot i zasłonił Mistypaw'a własnym ciałem.
       — Mały! — zawołał Frostbite, wystawiając głowę za krawędź ciała Antlega tak, by Mistypaw dostrzegł jego straszne oczy. — To twój ojciec. Przywitaj się!
        Nastała chwila ciszy.
        — Nienawidzę cię, Frostbite, z całego serca cię nienawidzę — warknął Antleg, a młody kot widział, jak jego duże mięśnie pod grubą warstwą sierści napinają się, poruszają, jak gdyby żyły własnym życiem. — Nie słuchaj go, on bredzi! — Zwrócił się do Mistypaw'a, uśmiechając się przy tym nikle.
     — Czyżby? Więc zapytajmy Mossfur, co ona o tym sądzi — Frostbite uśmiechnął się złowrogo i przebiegle.
        — Nie mieszaj jej w to!
       — Zależy ci? Jeśli tak, to przynieś mi jedzenie! I wróć do swoich! Nie będziesz przebywać na naszym terenie, jeśli nie będziesz do niczego użyteczny. A wiesz, jak radzimy sobie z intruzami — warknął Frostbite, przysuwając się do Antlega. — Dobrze wiesz. Ta blizna szybko nie pokryje się sierścią. — Wskazał pazurem dwie długie linie na szyi puszystego samca.
        — Spłoń w Ciemnym Lesie, Frostbite.
        — Przykro mi, nic nie zrobiłem, nie jestem zły, nikogo nie zabiłem. Gdyby Gwiezdny Klan zesłał mnie do Ciemnego Lasu, byłoby to równie niesprawiedliwe jak wobec Thornpelta, który niczemu nie zawinił.
        — Zabroniono nam o tym rozmawiać, Frostbite! Lepiej wróćmy już do swoich obozów. I zajmij się nim, żeby nikomu nic nie powiedział — rzucił Antleg i ruszył w kierunku krzewów, spomiędzy których obaj wyskoczyli.
        — Miałbym nie rozmawiać o własnym ojcu? Tak jak ty o swoim synu? — wypalił Frostbite, śmiejąc się jak szaleniec. — Żałosny z ciebie kot, Antleg! Tchórz i uległy podwładny. Mój podwładny. Przynieś mi wszystko, co złapiesz, a jeśli tego nie zrobisz, inaczej się policzymy.
Antleg nie zareagował. Gdy zniknął w krzakach, Frostbite jeszcze chwilę za nim patrzył, uśmiechając się szeroko.
        — No, młody. Sprawa jest taka — zaczął nagle, siadając bokiem do Mistypaw'a — jeśli komuś powiesz, zdechniesz. Nie z moich łap, ale z czyichś na pewno. Być może rozpętałbyś wojnę pomiędzy Klanem Pnączy a naszym Klanem, a tego przecież nie chcemy. Dlatego będziesz siedział cicho. Nikomu nie powiesz o swoim pochodzeniu, nie powiesz, kim jest twój ojciec, nie wygadasz również, że biorę od niego zapłatę w postaci zdobyczy, by zapewnić bezpieczeństwo jego Klanowi. Przecież Antleg zostałby wypędzony za związek z kocicą z innego Klanu, prawda? No właśnie. Więc by chronić jego zapchloną skórę i własną również, zamkniesz dziób na całe swoje życie. Rozumiemy się? — mówił łagodnie, dyplomatycznie, pewny, że Mistypaw nie zdoła mu się postawić.
        I miał rację...
        Młody kot szybko skinął głową. Frostbite uśmiechnął się ostatni raz i skoczył w krzaki, na teren Klanu Pnączy.
        Dopiero gdy pierwszy szok minął, Mistypaw zrozumiał, czego właśnie był świadkiem. Miał ojca z innego Klanu, na dodatek słabego, nie zdolnego postawić się komuś takiemu jak Frostbite. Natomiast sam Frostbite okazał się być szaleńcem, jakich mało. Na dodatek z ojcem Thornpeltem.
        — Czy życie zawsze musi być aż tak skomplikowane? — jęknął cicho, chowając pysk w łapach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz